Twoja
cierpliwość przerażała Cię. W duchu podziwiałaś samą siebie, że umiesz tak
panować nad emocjami kiedy zostawałaś zmuszana do chodzenia po sklepach w
poszukiwaniu idealnej sukni ślubnej dla panny młodej. Z udawaną ciekawością
słuchałaś jaki to jej narzeczony jest cudowny, jak bardzo cieszy się na ten
ślub, a jeszcze bardziej na to, że to ty pełnisz rolę jej świadka. Nie
wiedziałaś jak zakomunikować „przyjaciółce” że na ich ślubie się nie zjawisz.
- Gabi, blado wyglądasz, co się dzieje? – po kilku godzinach
chodzenia po sklepach wstąpiłyście na do małej kawiarni.
- Po prostu jestem zmęczona, nic się nie dzieje. Potrzebuję
kawy, dużo kawy! – udawany uśmiech wychodził Ci perfekcyjne. Byłaś lepszą
aktorką niż ktokolwiek mógł sadzić.
- Skoro tak mówisz – wzruszyła ramionami. Aga nigdy nie
zamartwiała się stanem innych, nie trzeba było jej specjalnie przekonywać, nie
dociekała. Za to ją lubiłaś, bo obawiałaś się, że w tym momencie mogłabyś wybuchnąć.
Zamówiłyście po kubku kawy na wynos i każda z was udała się w swoją stronę.
Jak
wiele znosiłaś oglądają przez najbliższe dni obrazek szczęśliwej pary. Chciałabyś
być na jej miejscu. Chciałabyś, żeby Ciebie całował, przytulał po wygranym
meczu, żeby to wam znajomi niedługo życzyli wszystkiego najlepszego na nowej
drodze życia i dużo dzieci. Ale nie, nie dla Ciebie było miejsce u jego boku,
nie ty miałaś być szczęśliwa. Ty miałaś cierpieć. Bo ludzie mówią, że miłość
jest piękna. Gówno prawda. Dla Ciebie miłość znaczyła nieprzespane noce przez
łzy, dziesiątki chusteczek mokrych od słonych łez, co ranek podpuchnięte oczy.
Dla Ciebie miłość była cierpieniem każdego dnia gdy widziałaś szczęście Twojego
ukochanego. Twoje serce już dawno rozpadło się w drobny mak, a ty nie miałaś
siły go pozbierać.
Mała
lampka oświetlała cały pokój, a ty skrupulatnie poprawiałaś kartkówki uczniów.
Twój stoicki spokój przerwał dzwonek do drzwi. W całym mieszkaniu było ciemno
więc udawałaś, że nikogo nie ma. Jednak gość nie dawał za wygraną. Wiedziałaś
kto był tak uparty. Zeskoczyłaś z krzesła i niechętnie otwarłaś drzwi. Za nimi stał nie
kto inny jak ON z butelką Twojego ulubionego wina w dłoni. Zdziwił się na Twój
widok. No tak ujrzenie Cię w nie wyjściowym stroju to rzadkość. Ale bez żadnego, nawet najmniejszego pytania,
czy słowa wparował do Twojego mieszkania. Taki miał zwyczaj.
- Co Cię tu sprowadza? – zapytałaś – wzruszył ramionami i
opadł na kanapę – jestem zajęta – wskazałaś na stertę klasówek na stole.
- Widzę – nic, ale to nic sobie z tego nie zrobił. Wstał,
przyniósł z kuchni korkociąg i dwa kieliszki do wina.
- Nie piję – stałaś się poniekąd obojętna na jego obecność
tutaj i wróciłaś do swojej pracy. Jednak jego upartość była ogromna i po chwili
postawił przed Tobą kieliszek z czerwonym napojem – mówiłam, że nie pije!
- Jezu, Gabi, wyluzuj się – położył swoje dłonie na Twoich
ramionach delikatnie je masując - jesteś
spięta – Przyjmowałaś jego poczynania ze spokojem chociaż przez Twoje ciało
przebiegł przyjemny dreszcz. Przymknęłaś oczy delektując się tym momentem, po
chwili czułaś już jak jego usta całują Twoją szyję, a dłonie zsuwają ramiączko bluzki
i stanika.
Wszystko szło za daleko. Energicznie podniosłaś się, a on patrzył na Ciebie zrezygnowany.
Wszystko szło za daleko. Energicznie podniosłaś się, a on patrzył na Ciebie zrezygnowany.
- Mówiłam, że jestem zajęta – podeszłaś do kanapy – lepiej będzie
jak już pójdziesz – podałaś mu jego kurtkę –to zaszło za daleko – ostatkami sił
wstrzymywałaś łzy cisnące się do Twoich oczu – lada chwila żenisz się z Agą,
nie możesz jej dalej zdradzać, nie możemy się już spotykać – wstrzymałaś na
chwilę oddech – Po za tym wracam do Polski – wiedziałaś, że robisz dobrze,
wiedziałaś, że tak powinno być. Z czasem przywykniesz do bólu, a Jego miejsce zajmie ktoś inny.
Za tydzień spotkamy się tutaj po raz ostatni.
Mówiłam, że będzie krótko.
Nie zapomnę czyli zapraszam na Krzysia który rusza niedługo.
W miarę możliwości liczę na wasze komentarze.
Anonimowi też mogą.